Urodziny na Symi

Pomysł na odwiedzenie Symi, zrodził się 8 miesięcy wcześniej na Fuerteventurze. Zwiedzając ją, pomyśleliśmy, że Rodos jest również niewielka i można by było coś ukraść z zaplanowanych 9 dni. Podło na Symi.
Lubię zwiedzać niepośpiesznie, więc zdecydowaliśmy się spędzić tam dwa dni.

Znalazłam szybki katamaran, który płynie bez postoju w klasztorze Panormitis (planowaliśmy zwiedzić go już samochodem). Wypływaliśmy po 8 rano, wracaliśmy następnego dnia po 17.

W deszczowy poranek 7 października, udaliśmy się do miasta Rodos, do portu Kolona (Rodos posiada dwa porty), by udać się w 50-minutową podróż na maleńką Symi.






Na Symi zamieszkaliśmy w pensjonacie Nikos & Eva Studios. On jest z Rodos, Ona z Symi. 
Od kwietnia mieszkają na Symi a w listopadzie płyną spędzić zimę na Rodos. 
W ich domu czuliśmy się jak u babci. Piękna , haftowana pościel, stare meble. Mieliśmy apartament z łazienką, kuchnią i cichym tarasem, a właściwie małym podwóreczkiem na tyłach domu. Cudowne miejsce. Blisko portu, ale w zacisznym końcu ślepej uliczki. Nikos i Eva powitali nas w porcie. Eva zabrała nas spacerem do domu, a nasz bagaż pojechał z Nikosem na jego vespie.


Vespa Nikosa

Na Symi wypożyczyliśmy samochód na jedną dobę. Od 14 jednego dnia do 14 następnego dnia. I to było wystarczająco. 


Na wyspie są tylko dwie stacje benzynowe. 
Nam starczyło zatankować za 15 euro na całe zwiedzanie. 




Urodzinowy obiad zjedliśmy w pobliżu portu, w ciasnej knajpce z wyśmienitym i tanim gyrosem. Właściciel z uśmiechem pozował nam do zdjęcia. Wszystko było świeże i doskonale doprawione; z radością wróciliśmy tam następnego dnia.




Wieczorem pospacerowaliśmy po uliczkach opustoszałego, wraz z odpłynięciem ostatniego promu, miasteczka. Dlatego chciałam zostać tam na dłużej, by zobaczyć to miejsce bez tłumu turystów.


W nocy bardzo wiało.... śniło mi się, że nie wypłyniemy.... Podświadomość się odezwała, ja po prostu nie lubię statków.

Po śniadaniu pojechaliśmy dalej w drogę. Wypiliśmy sok ze świeżych owoców w beach barze na cichej plaży.... Weszliśmy na wzgórze ze zrujnowanymi wiatrakami, skąd podziwialiśmy wyspę.





Po południu oddaliśmy samochód i pospacerowaliśmy trochę po mieście. Kupiliśmy pamiątki.


Spędziliśmy kilka chwil z Nikosem i Evą. Dowiedziałam się, że w poprzednim życiu musiałam być Greczynką, bo wg Nikosa mam grecką duszę.
Zjedliśmy gorące ciasteczka wypiekane przez Evę.... i pożegnaliśmy ten przyjazny dom. Udaliśmy się do portu by wrócić na Rodos.



Trochę informacji praktycznych. 
Noc w apartamencie kosztowała nas 30 euro. Samochód wynajęliśmy na jedną dobę za 40 euro, bez kaucji. Benzyna... wystarczy zatankować za 10-15 euro. Obiad we wspomnianej tawernie to 15-18 euro za dwie osoby z wodą i piwem. Można taniej, bo nasze porcje były OGROMNE. Dodatkowo kupiliśmy w zwykłym sklepie coś na kolację i śniadanie. Prom  Dodekanisos Seaways  rezerwowaliśmy kilka miesięcy przed wyjazdem i płaciliśmy około 65 euro za dwoje w dwie strony. 

Warto było zostać na wyspie dłużej niż na kilka godzin. Zgodnie stwierdziliśmy, że to jedno z najpiękniejszych miejsc jakie odwiedziliśmy.... zachwyca od pierwszego spojrzenia. 
Previous
Previous

Madera z Teneryfą w tle