Powrót na północ

Czas wracać na północ. Rozpoczynamy dzień od przytulenia baobabu. Potem jedziemy w stronę Mirbatu. Przed wjazdem do miasta odwiedzamy mauzoleum Bin Alego, uczonego, który w XII wieku założył w Mirbacie szkołę.




Mijamy rozczarowujący nas Mirbat, który słynął kiedyś z wyrobu kadzielnic. Dziś nic nie zostało z dawnej świetności miasta. Nie spotkamy tam sklepów z rękodziełem. Jedynie brama nawiązująca do kształtu kadzielnic przypomina o tym, co było kiedyś głównym zajęciem mieszkańców.



Dojeżdżamy do Sadah, gdzie kupujemy świeże soki i zatrzymujemy się, by coś zjeść. 

Awokado i banan


Po drodze jest wiele pięknych miejsc, cichych plaż, gdzie można zatrzymać się na posiłek.



Gdzieś w drodze spotkaliśmy kobiety w maskach, wracające z kozami z pastwiskach. 



Droga wybrzeżem, odmiennie niż przez pustynię, zmienia się co kilka kilometrów. Towarzyszą nam zmieniające się kolory i struktura gór. 



Jak wysokie to góry,
widać dopiero w odniesieniu do zaparkowanego samochodu.


Zatrzymujemy się przy wodospadzie. Niewątpliwej atrakcji, gdyż pierwszy raz od dłuższego czasu spotykamy większą grupę ludzi i samochodów.



 W pewnym momencie droga kieruje nas w głąb lądu i w góry.



Zatrzymujemy się na dachu tego świata. Jest niewyobrażalnie pięknie.



Potem droga znów prowadziła w dół. Kiedy minęliśmy góry, po raz kolejny w Omanie, mogliśmy obserwować flamingi.


Wieczorem dojechaliśmy do oddalonego o ponad 600 km od Salalah, Duqm.


Miasto się rozrasta, budują się hotele, lotnisko.To jeden wielki plac budowy. Zatrzymaliśmy się w tym miejscu, ponieważ rano chcieliśmy zwiedzić  Rock Garden. Po nocy spędzonej w samochodzie udaliśmy się do Skalnego Ogrodu. Mieści się on właściwie na terenie budowy nowych dróg, w strefie turystycznej (szukajcie tourist zone na brązowych znakach w mieście).



Jeżeli jesteście w pobliżu, możecie tu zajrzeć. Jednak nie uważamy tego miejsca za "must see" Omanu.




Tego dnia mieliśmy przed sobą około 350 km. Naszym celem był hotel Saqla Resort.
Jechaliśmy przez różnokolorową pustynię.




Spotkaliśmy beduińskie osady.


Popołudnie spędziliśmy już w hotelu. Prawie na pustkowiu, ale mogliśmy podglądać pracę rybaków.



Następnego dnia, przed podróżą zjedliśmy śniadanie na balkonie w towarzystwie delfinów i znajomych rybaków.




A po śniadaniu dalsza droga na północ kraju. Czekała na nas Wahiba Sands .







Previous
Previous

Wahiba Sands czyli noc na pustyni

Next
Next

W lesie baobabów