Egipt samodzielnie cz.2 Szalona droga do Edfu

Po Denderze i Abydos przyszedł czas na Edfu. Plan był taki by zobaczyć także światynię w Kom Ombo, a na noc wrócić do Luksoru. Czy coś mogło się nie udać? Wydawało nam się, że absolutnie nie. Patrząc na mapę Egiptu, widzieliśmy, że będziemy jechać główną drogą , prowadzącą do Luksoru, Edfu, aż po Abu Simbel. Każdy wie jak wygląda “główna droga” w kraju. Jednak ciągle zapominamy o tym, że nasze myślenie jest europejskie, a droga, którą mamy jechać, afrykańska. I właściwie od momentu, w którym minęliśmy Luksor ja wypatrywałam conajmiej trasy szybkiego ruchu. No i jakież było moje zdziwienie, gdy takowa się nie pojawiała.

Droga do Edfu prowadzi wzdłóż Nilu. Każde skrzyżowanie to centrum życia wioski: ośrodek handlu i spotkań, węzeł komunikacyjny, wzmożony ruch wszelkich pojazdów kołowych, odbywający się w każdym możliwym kierunku. Potem jest trochę spokojniej, aż do następnego skrzyżowania. I tak przez ponad 100 kilometrów, przez ponad dwie godziny drogi.

Miejsce naszego pierwszego postoju to obrzeża wioski Al-Idisat. Co jest tam takiego wyjątkowego, że własnie w tym miejscu postanowiliśmy zrobić sobie przerwę? Z jednej strony można powiedzieć, że nic, z drugiej strony, że człowiek. Tak naprawdę zauważyliśmy stację pogotowia ratunkowego i miejsce do tego, by zjeść śniadanie. Jak tylko wysiedliśmy z samochodu zainteresował się nami chłopak z zaparkowanej na przeciw, karetki. Zapytał czy potrzebujemy jakiejś pomocy. Bo taki właśnie jest Egipt poza turystycznym szlakiem. Wszędzie w takich miejscach doświadczaliśmy troski i pomocy.

Pokazał nam gdzie ustawić auto, by nie przeszkadzać karetkom. Powiedział, że możemy tu stać, jak długo potrzebujemy i wskazał nam toaletę. Na koniec nieśmiało poprosił o wspólne selfie i pożegnał się z nami , bo właśnie skończył swój dyżur. Biegnąc do karetki, która miała go odstawić do domu, krzyczał coś do kolegi z radością pokazując telefon. Domyślamy się, że cieszył się ze wspólnego zdjęcia. I znów, podobnie jak dwa dni wcześniej w Abydos (całą historię możecie przeczytać tu ), byliśmy najprawdopodobniej, gwiazdami lokalnego Facebooka.

Po krótkim postoju ruszyliśmy dalej. Zatrzymaliśmy się jeszcze raz nad brzegiem Nilu. To naprawdę ogromna rzeka.

Dojechaliśmy wreszcie do Edfu. Nawigacja poprowadziła nas w sam środek afrykńskiego chaosu drogowego. Nieustannie słyszeliśmy “skręć w lewo”, a w lewo, albo nie dało się wjechać, albo dało się, ale co najwyżej rowerem. Kiedy już posłuchaliśmy naszego GPS-u , to oczywiście nie musieliśmy długo czekać, by w wąskiej drodze spotkać się z samochodem jadącym z naprzeciwka. Kierowca po chwili naszego bezruchu, chyba się wkurzył i miał zamiar nas przywołać do porządku, ale kiedy do nas podszedł i zobaczył dwie, zagubione blade twarze, zapytał tylko czy jedziemy do świątyni, po czy nakazał nam jechać za nim. Doprowadził nas pod samą bramę i pokazał, którędy potem wyjechać. Okazało się, że na rondzie skręciliśmy nie tym zjazdem co potrzeba.

Po ponad 45 minutach krążenia po Edfu, stanęliśmy przed świątynią boga Horusa, boga nieba, opiekuna monarchii egipskiej, ale też boga wojny i polowania. Horus to także bóg zbawca. W starożytnym Egipcie przedstawiany pod postacią sokoła, lub człowieka z głową sokoła.

Najpopularniejszym amuletem w Egipcie jest “oko Horusa”.

Według mitologii egipskiej, świątynia w Edfu została wzniesiona w miejscu, gdzie Horus stoczył walkę o władzę nad światem, z Setem – bogiem ciemności i chaosu.

Druga co do wielkości świątynia w Egipcie (137m szeroka i 79 m wysoka). Ustępuje tylko świątyni w Karnaku.

Świątynia Horusa w Edfu jest najlepiej zachowanym obiektem kultu w Egipcie, jednocześnie najmłodszym obiektem starożytnym w kraju (zbudowana za panowania dynastii Ptolemeuszów w latach 237-57 p.n.e) .

Wstęp do świątyni jest płatny 180 EGP a parking 5 EGP.

Jeszcze rano, mieliśmy plan dojechać do Kom Ombo. Jednak po opóźnieniu, spowodowanym błądzeniem po Edfu, po zobaczeniu jak wygląda główna droga prowadząca na południe Egiptu, nasze plany się urealniły i wiedzieliśmy, że nie damy rady pojechać do Kom Ombo, zwiedzić tego miejsca, a potem jeszcze wrocić na nocleg do Luksoru. Przegraliśmy z afrykańskim czasem. Mimo to, wygraliśmy kolejne doświadczenia.





Previous
Previous

Egipt samodzielnie cz.3 Luksor

Next
Next

Egipt samodzielnie cz.1 Dendera i Abydos