Zerknąć na Sycylię
Nie śpimy zbyt dobrze. Budzimy się przed budzikiem i postanawiamy zrezygnować ze śniadania, oddać właścicielce klucze i jak najszybciej opuścić ten hotel. Nie czujemy się w nim dobrze. Atmosfera dnia poprzedniego nas nie opuszcza.
Idziemy na spacer nad morze. Jest ciepło, cicho, pięknie... Miasteczko jeszcze się nie obudziło.
Po szybkim oddaniu kluczy i uregulowaniu płatności za pobyt, wsiadamy do samochodu z zamiarem zatrzymania się gdzieś na kawę i rogalika. Po kilkunastu minutach napotykamy Lidla. Uzupełniamy zapasy na drogę, kupujemy ciepłe rogaliki i pączki. Obok jest bar, w którym bierzemy kawę na wynos i teraz pozostaje nam tylko znaleźć dobre miejsce na śniadanie. Po niedługim czasie zjeżdżamy na plażę. Wiatr próbuje porwać nasze śniadanie... jedna kawa nie utrzymuje równowagi i spływa po kamieniach :(
Do Tropei mamy 100 km.
Przepiękne miasto na skale. Ciche włoskie uliczki. Widok na cudowny turkus Morza Tyreńskiego. Brak problemu z parkowaniem i niezbyt wielu turystów. To wszystko sprawiło, że miejsce nas zachwyciło, a spacer był relaksujący. Kilkanaście kilometrów dalej jest punkt widokowy Capo Vaticano. Był tam też drogowskaz na groty i reklamy rejsów wycieczkowych. Podobno w sezonie to bardzo popularne miejsce wypoczynkowe, w okolicach są piaszczyste plaże i kwitnie życie nocne. Czy warto tu zajrzeć poza sezonem? No sami popatrzcie:
Zachwycamy się widokami i jedziemy dalej, do Palmi, to około 56 km. Z mapy wynikało, że tam będziemy mogli zerknąć na Sycylię. I pewnie by się udało, gdyby pogoda.
Jednak ogromny taras widokowy na który docieramy wydaje nam się doskonałym miejscem, a i pora już odpowiednia, na posiłek. Jest wczorajsza pizza, pomidory, ser i wino oczywiście. Sok dla kierowcy.
Nad Sycylią kłębią się chmury, a patrząc w drugą stronę:
My jeszcze nie wiemy, że za kilkanaście godzin część Włoch, w tym Calabria, którą opuściliśmy i Sycylia, którą próbujemy dostrzec pośród chmur, będą walczyły z ulewnymi deszczami, lawinami błota i powodziami...
Nie wiemy, że mijamy się z żywiołem.. krok za nim, krok przed nim....