Gerace
Z Palmi, z zachodniego wybrzeża jedziemy na nocleg na wschód do miejscowości Bianco. Rano chcemy zwiedzić Gerace. Podobno piękną miejscowość. W pierwszych planach mieliśmy mieć tam nocleg, jednak trudność ze znalezieniem hotelu z parkingiem sprawia, że śpimy nad morzem, około 30 km od Gerace.
Odnalezienie naszego B&B zajmuje nam około 50 minut. Jeździmy po głównej ulicy miejscowości, gdzie ma być nasz pensjonat. Nie możemy znaleźć nawet podanego numeru. Nawigacja prowadzi nas do restauracji o tej samej nazwie co nasze B&B, ale 100 numerów dalej. Dwie starsze Włoszki tłumaczą nam (oczywiście po włosku), że to okolice Hotelu Maria. W hotelu, starszy, sympatyczny recepcjonista, próbuje nam pomóc (na szczęście po angielsku) i wskazuje z pomocą internetu, że to obok stacji benzynowej. Byliśmy tam, ale wracamy. Jeszcze kilka osób angażujemy do pomocy w odnalezieniu naszego łóżka... Koniec końców, na stacji benzynowej, jakiś przyjazny Rumun, słysząc jak Tomek siarczyście klnie, pyta czego szukamy. Kiedy pokazuję mu w telefonie zdjęcie domu, w którym mamy nocować, on wskazuje mi dom po drugiej stronie ulicy. Dziękujemy i ruszamy znaleźć furtkę.... Nie ma, to znaczy jest, ale zarośnięta. Pukamy do sąsiada, który przez okno przywołuje naszego gospodarza. Mamy dach nad głową!
Następnego ranka, wypoczęci i najedzeni jedziemy zobaczyć Gerace.
Miejsce okazuje się przepiękne. Zachwyca nas to, że tam właściwie nie ma nic nowego. Tam po prostu nie ma gdzie zmieścić nowego. Wszystko jest takie jak wieki temu. Błądzimy po cichych zaułkach, kłaniamy się napotkanym mieszkańcom, pijemy kawę w barze na głównym placyku. I znów wchodzimy w wąskie uliczki. To chyba najpiękniejsza miejscowość jaką zwiedzamy podczas tego wyjazdu. Tu wszystko nam się podoba. A szczególnie ten brak nowego, ta oryginalność, prawdziwość... ten zatrzymany czas...
A potem ruszamy dalej.
Gdzieś po drodze przyglądamy się pracy poszukiwaczy skarbów.
Znów odnajdujemy dziką plażę by się posilić, odpocząć, pospacerować....
A wieczorem relaksujemy się w luksusowym B&B Big Rose, w miejscowości Rossano. Ale szczegóły opiszemy w poście, który będzie podsumowaniem tego gdzie spaliśmy i co jedliśmy podczas naszej podróży.
Ponieważ przez ostatnią dobę nie mieliśmy internetu i tv, dopiero teraz docierają do nas informacje o powodziach, ulewnych deszczach i nieprzejezdnych drogach między innymi w Kalabrii, którą już opuściliśmy, ale do której znów jutro wjedziemy...
Informujemy bliskich, że z nami wszystko ok i zasypiamy.
Odnalezienie naszego B&B zajmuje nam około 50 minut. Jeździmy po głównej ulicy miejscowości, gdzie ma być nasz pensjonat. Nie możemy znaleźć nawet podanego numeru. Nawigacja prowadzi nas do restauracji o tej samej nazwie co nasze B&B, ale 100 numerów dalej. Dwie starsze Włoszki tłumaczą nam (oczywiście po włosku), że to okolice Hotelu Maria. W hotelu, starszy, sympatyczny recepcjonista, próbuje nam pomóc (na szczęście po angielsku) i wskazuje z pomocą internetu, że to obok stacji benzynowej. Byliśmy tam, ale wracamy. Jeszcze kilka osób angażujemy do pomocy w odnalezieniu naszego łóżka... Koniec końców, na stacji benzynowej, jakiś przyjazny Rumun, słysząc jak Tomek siarczyście klnie, pyta czego szukamy. Kiedy pokazuję mu w telefonie zdjęcie domu, w którym mamy nocować, on wskazuje mi dom po drugiej stronie ulicy. Dziękujemy i ruszamy znaleźć furtkę.... Nie ma, to znaczy jest, ale zarośnięta. Pukamy do sąsiada, który przez okno przywołuje naszego gospodarza. Mamy dach nad głową!
Następnego ranka, wypoczęci i najedzeni jedziemy zobaczyć Gerace.
Miejsce okazuje się przepiękne. Zachwyca nas to, że tam właściwie nie ma nic nowego. Tam po prostu nie ma gdzie zmieścić nowego. Wszystko jest takie jak wieki temu. Błądzimy po cichych zaułkach, kłaniamy się napotkanym mieszkańcom, pijemy kawę w barze na głównym placyku. I znów wchodzimy w wąskie uliczki. To chyba najpiękniejsza miejscowość jaką zwiedzamy podczas tego wyjazdu. Tu wszystko nam się podoba. A szczególnie ten brak nowego, ta oryginalność, prawdziwość... ten zatrzymany czas...
A potem ruszamy dalej.
Gdzieś po drodze przyglądamy się pracy poszukiwaczy skarbów.
Znów odnajdujemy dziką plażę by się posilić, odpocząć, pospacerować....
A wieczorem relaksujemy się w luksusowym B&B Big Rose, w miejscowości Rossano. Ale szczegóły opiszemy w poście, który będzie podsumowaniem tego gdzie spaliśmy i co jedliśmy podczas naszej podróży.
Ponieważ przez ostatnią dobę nie mieliśmy internetu i tv, dopiero teraz docierają do nas informacje o powodziach, ulewnych deszczach i nieprzejezdnych drogach między innymi w Kalabrii, którą już opuściliśmy, ale do której znów jutro wjedziemy...
Informujemy bliskich, że z nami wszystko ok i zasypiamy.